poniedziałek, 30 marca 2015

W szponach nałogu

Trwając w bezsilności wiosennego przesilenia, siły intelektualne i kreatywne mnie zawodzą. 

W każdej możliwej chwili (naleśnik na patelni, woda szumi na herbatę...) nałogowo chwytam za igłę i - chociaż dwa koraliczki, no, jeszcze ten rządek... Znacie?

Bury poniedziałek sączy się przez okno.

Na dzień dobry, do kawy: smacznego ;)








czwartek, 26 marca 2015

Wiosna zobowiązuje. 
Zielony, trawiasty len leżakował cierpliwie wiele miesięcy. Czekał i śnił swe lniane sny. 

Aż nadszedł jego dzień. M. wyjechał na kilka dni, zostawiając mnie samą w godzinach późnowieczornych, co paradoksalnie pociągneło za sobą intensyfikację rozrywek i  niewyspanie. 

Rozrywki pierwszego wieczoru przybrały postać delektowania się winem w babskim gronie, które owocuje, jak wiadomo, rozpasaniem kulinarnym, nalotem na zębach, oraz rozchichotanym błogostanem. Pozostałe jednak zastały mnie przy maszynie, z lekkim obłędem w oczach. Brak zdroworozsądkowego głosu, uświadamiającego boleśnie wczesny czas pobudki, nie rozpraszał mnie w szaleństwie. 

Efektów było kilka.

Primo, gdy M. wrócił rzuciłam mu się na szyję z okrzykiem Jak dobrze, że jesteś, taka jestem niewyspana..!
Secundo, każdego dnia spóźniłam sie do pracy.
Tertio, trawiasty len przybrał postać zdecydowanie bardziej reprezentacyjną i praktyczną, przepoczwarzając się w kieckę:




Kiecka wypróbowana nastepnie w terenie spisuje się doskonale. Wyłapuje wszelkie mchy i soki z zielska, ściekające po rączkach młodych barbarzyńców i wciąż wygląda dobrze.





Młodszy podporządkował się rygorom mody i dobiera dodatki do ubioru... 
Magister elegantiorum od maczugi.




piątek, 20 marca 2015

Festiwal

Słońce dostarczyło nam dziś rozrywek niepoślednich. Zniknęło z oczu, chłodem powiało, po czym pojawiło się z powrotem.

Zaćmienie, jak zaćmienie, zjawisko ciekawe, nie powiem, ale bez przesady. To, co zauroczyło mnie bardziej, to atmosfera festiwalu, jaka mu towarzyszyła. Z racji tego, że pracuję na bulwarze nad brzegiem Odry, skąd widok rozpościera się piękny i rozległy, przy wielu okazjach tutaj gromadzą sie tłumy, by podziwiać sztuczne ognie, przybycie żaglowców, zaćmienie słońca czy powrót dinozaurów.

Próbowałam najpierw zerkać przez okno, posiłkując się kubkiem z ciemnego szkła. Szkło okazało się zdecydowanie niewystarczająco ciemne, zostawiając mi pod powiekami pękaty rogalik w kolorze neonowego pomarańczu. Zarzuciłam kurtkę, zbałamuciłam resztę działu i wyszliśmy na powietrze.

Niczym do rześkiej wody wpadliśmy w tłum. Przedszkolaki w odblaskowych kamizelkach z choragiewkami. Gimnazjaliści w okularach słonecznych, w rozgadanych grupach na trawnikach. Dorośli z maluchami na ramionach. Wozy transmisyjne i teleskopy astronomiczne. Monitory oblężone przez tłumek z komórkami, utrwalającymi zaćmienie w wersji rysunkowej, ale za to niewymagającej szkiełka. Samochody próbujące zaparkować jak najbliżej (tylko czego?), wcisnąć się w tłum, niemal zarzucając na maskę co bardziej nieostrożnych.

Niebo, wraz ze słonecznym rogalikiem, widać w całym mieście. Ba, nawet w całej Polsce. A jednak całej tej rozbawionej ferajnie chciało sie gnać aż nad Odrę, żeby być kawałeczkiem całości. Skoro mowa o kosmosie, to bądźmy jego częścią namacalnie i dobitnie (łokciem w oko, obcasem w kostkę)!

Z boku, oparta o filar, z szybką wydartą bardziej zapobiegliwym koleżankom, oglądałam rogalik, śmiałam się z żartów, których już nie pamiętam. Beztroska łaskotała mnie w żołądek.

Wiosna, wiosna!

środa, 18 marca 2015

W tłumie

W tym tłumie, jak mówią, każdy jest sam.
Jak mrówka padnie w wibramach ciężkiego buta, nikt po niej nie płacze.

Nie jestem sama. Chłopaki, rodzina, przyjaciele, znajomi. Jest cały krąg.
Ale czasem, dziś, czuję, że jak się zatrzymam, rozejrzę, to peleton pobiegnie dalej. Mówię, myślę, czy ktoś to słyszy, tak jak ja?

Na jakimś democie przeczytałam kiedyś, że o trzeba dbać przede wszystkim o siebie. (Czyli jak nie ja, to już nikt?) Coś z tych afirmacyjnych tekstów o własnym superpotencjale lub niepowtarzalności.

Powtarzalna nie jestem, jak i cała reszta. Skoro każdy jest inny, to tak trochę i obcy?
Jak mówimy w innych dialektach, to kto kogo zrozumie?
Słońce dziś piękne, błękit bez chmurki nawet.
Tylko zimno jakoś.

Przejdzie, wiem. Otrząsnę się jak pies.

Ale na razie... Na razie dzień jest kiepski. Wypiję herbatę, przeczekam. Nie chcę siać chandry dalej, w razie gdyby okazała się zaraźliwa - zwiewam.


piątek, 13 marca 2015

Niezbędnik ratunkowy czy kobieta renesansu

Człowiek renesansu brzmi eufemistycznie i optymistycznie, choć o kilka XXX za szeroko w barach.

Uczciwie można zarzucić, że jak wszystko, to i nic, ale tego nie słuchajmy. Może mi ambicji brak do brnięcia w perfekcję, a może chciwość zrobienia wszystkiego NARAZ! we mnie nadal trzylatki... Może to też po mnie Młodszy owsiankę zagryza ogórkiem kiszonym, a jakby mu dać czekoladę, to pewnie i śledzie w niej by zjadł.

Wyjałowiona jestem ostatnio jakoś szczególnie stosem papierów na pracowym biurku.
Okno kusi zielenią, stosy chwieją się chybotliwie. Na pohybel niechybnie.

Dręczona zachłannym pragnieniem detoksu rzucam się po powrocie do zasobów czekających na re-kreację. Albo staram się rzucić, potykąc się w locie o rowerki, które trzeba wyprowadzić wraz z właścicielami, puste talerze, które chcąc, nie chcąc (*właściwe podkreślić) trzeba czymś zapełnić, takie tam. Wiecie.

Pozostaje wieczór. Późniejszy. Bo wcześniejszy to wiadomo, hekatomba, książęczki, piana po kostki i Chłopaki, zęby!!!

Czasem się uda, bo krosno (krosienko uczciwiej) stanowi doskonałą bazę dla Straży, metę lub półmetek, bądź stanowisko dyspozycyjne i za dystrybucję części włóczki na rzecz Łapiących Hefalumpy uda się wynegocjować trochę spokoju.

Niemniej powstaje po kawałku schwarz, mydło i powidło. Z fotkami gorzej.

Wymieszałam dwie krajki, kieckę (X wiek), cotte (XIII wiek, po 3m wełny i grubego lnu, szycie tego to jak ćwiczenia z hantlami) z garścią termoforków dzieciatych (wiosna, bociany w rodzinie śmigają), poduszką z Olafem, torbą dla mnie i dwiema garściami wyplatanych kul i kuleczek.

Na razie krajki przedstawiam - pierwsza już naszyta na płaszcz, druga zagarnięta przez Starszego.


Drewienko to zaczątek czółenka, które w terenie rzezać zaczęłam, ale mi panowie z rąk wyrwali i rozrywek pozbawili. Oddali obrobione z grubsza, ale jeszcze do końca mu daleko. 



...

Historia Stworzenia wg Starszego

Wieczór, ciepłe łóżko i historia snuta głosem rozmarzonym:

Był sobie smok i Bóg stworzył dla niego świat, żeby mu nie było smutno... 
Były tam rożne zwierzątka, smok bawił się z nimi... inne zjadał...

...