wtorek, 16 sierpnia 2016

Postępy

Muffinki, gorące jeszcze, na blacie;
papryka w piekarniku;
Gąsienica przed lustrem w przedpokoju, bije pokłony do własnego odbicia.

Przylazła i siedzi! Kiedy, ja się pytam?!
Łazikować na czterech zaczęła w giezełku na Wolinie (ta swoboda ruchów!), siadać na Kaszubach. Jako słomiana wdowa przejeździłam z Hunami przez większość lata dużą część Polski. Rzeczywistość przelatywała nam przed oczami kalejdoskopem szos, namiotowego płótna, trzcin, ognisk, gwaru, rozmów, wędrówek i porannej kawy (czasem nawet gorącej!).

W te wojaże, jak zawsze, zapakowałam całą torbę robótek różnorodnych. A nuż znajdę chwilę? Jakbym nie wzięła, żałowałabym na pewno. Nawet trochę się udało, ale o tym później.

Ostatnim zrywem przed wyjazdem przewietrzyłam nieco szafę, ciachnęłam dwie pary jeansów i dla Hunów oraz ich przyjaciół uszyłam wakacyjne saszetki na wyprawy. Nie są szczytem skomplikowania, ani wyrafinowania, ale uwierzcie, w szale pakowania i z bandą pod nogami - i tak są wyczynem nie lada.