czwartek, 14 kwietnia 2016

Andruty a przyrost demograficzny

Obok szkoły Starszego jest mały sklepik. Są w nim rurki z kremem, kasza na wagę, gruszki i, co najważniejsze, andruty. Cienkie, chrupiące, lekko słodkie. Jesteśmy ich zagorzałymi fanami.

Idziemy ze Starszym ze szkoły. On biegnie przodem, by kupić nowa paczkę. Potem idziemy leniwie przez park, Pędrak posapuje w chuście, andruty chrupią z cicha, słońce lśni w liściach, mlecze w trawie... I niczego, naprawdę niczego mi więcej do szczęścia nie trzeba. Nawet dżemu do wafelków.

Wiesz, mamo? W tych wafelkach mieszkają maleńkie smoki!
Utknęły mi w gardle.
Ale one lubią być zjedzone. Wtedy są w człowieku, to jak przytulanie!

Mam bardzo bogate życie wewnętrzne. Z pewnym przełożeniem na obwód bioder...