wtorek, 19 maja 2015

Wymianka

Palec starszego zostawili już w spokoju. Zrasta się po cichu i pomimo.
Telewizor padł ostatecznie i z godnością udał się do kasacji. Pod rękę z myślami o nowym aparacie.

Na pociechę jednak, w samą porę - przyszedł wymiankowy prezent. Łaknąc niespodzianek (bo któżby nie..?) jakiś czas temu zgłosiłam się do zabawy



I oto przyszło coś od Bajkowej Pracowni. Dziękuję! Ogrzało me (przeciętnie) wątłe ciało i serce.

Poncho z wełny parzonej, kolor mi nie wyszedł - jest ciemnojodłowy z nutką morskiego:





Jest wygodne, dość miękkie i mimo tych dziur grzeje naprawdę! W prostocie siła, polubiliśmy się zdecydowanie.

Aaale to nie koniec, był jeszcze deser:



Woreczek lniany, bardzo starannie uszyty i ozdobiony szydełkową rozetką, w rozmiarze stworzonym jakby pod moje ulubione wrzeciono. 

Taaaak, ja różne rzeczy noszę w torebce... Nie bez powodu jest przepastna. Nie tylko dlatego, że wiecznie coś w niej przepada.




Teraz kolej na mnie, nie pokażę jeszcze, żeby nie psuć niespodzianki.

Ale za to jedno pytanie mam. Patrząc, jak chłopcy grają na komputerze zrobionym z rozłożonej ulotki turystycznej, wskazują sobie palcem co lepsze zagrania na nieistniejącym ekranie i zaśmiewają się z udanych posunięć, pomyślałam, że może niech pograją czasem naprawdę. Znacie gry dla kilkulatków, które nie są głupie, agresywne i nie rażą doznań estetycznych?

sobota, 9 maja 2015

Parami, tabunami

Dwa ostatnie dni zapewniły mi rozrywek w nadmiarze.

Jadę sama z Młodszym. Główna przelotówka miasta, spory ruch. Nagły wrzask z tyłu. 
- Autko!! - jęczy Młodszy, więc oddycham spokojniej. Pewnie przytrzasnął paluszek zabawką, zaraz przejdzie. Czerwone światło, odwracam się. Na dolnej wardze, niczym kolczyk, wisi zabawka z jajka-niespodzianki. Zakotwiczona na mur. To dopiero niespodzianka. Uwolniłam go na najbliższym parkingu, ale dziurkę pod kolczyk miał niemal gotową do użycia.

Popołudnie w miłym towarzystwie u znajomych. Poza spryskaniem telewizora odżywką do storczyków i stworzeniem graffiti na ścianie (zmyło się na szczęście) nie było większych wypadków. Wysiedliśmy pod domem. Niemal wszyscy. Palec Starszego pozostał w środku. 
Po łyżeczce Ibumu i odcinku Bolka i Lolka przestał boleć, więc odetchnęłam spokojniej. Rano bez zmian. W połowie dnia telefon ze szkoły. Palec spuchł i pewnie boli, bo Starszy płakał.
Pędem do szkoły. 
- Boli? Płakałeś.
- Taaaak, bo za linię wyszedłem...
Idziemy do szpitala, biegnie przez park goniąc gołębie, a bandaż z temblaka powiewa za nim jak zerwana smycz. I znów oddycham spokojniej.

Pierwsze zdjęcie. Złamanie z przemieszczeniem. Trzeba nastawić. Znieczulenie tryska ze strzykawki, ochlapując mi policzek. Spore ręce chirurga manipulują przy centymetrowej kosteczce.
Drugie zdjęcie. Prawie bez poprawy. Drugie nastawianie i pierwszy gips. Za trzy dni do kontroli. Zbiorowa konsultacja z ortopedą, czy wystarczy, czy tę mikrokostkę trzeba jednak od wewnątrz poukładać. 

Wracam do domu. Na bluzce ślady Starszakowego płaczu i gipsu. Krew na rękach.
Ranny słaniając się na nogach dotarł do cukierni, ordynując lody o smaku gumy balonowej. Pokrzepiony wdrapał się na wieżę z opon, podpierając się łokciem, po czym zjechał, nabijając mi potężnego guza na czole. Było nie asekurować. Ostudziło mnie to.

W domu powitała nas nowina. Spryskany wczoraj hojnie odżywką telewizor znajomych stoi nadal, jak byk. Właczony parska iskrami. Cudownie.

Jak to dobrze, że nie kupiłam tego aparatu, na który zbierałam.

Już przy tym nie ruszył mnie fakt, że dzień po dniu kolejne dwie pary butów postanowiły pozostawić po sobie ślad. Pierwsze zostawiły na chodniku obcas, drugie całą podeszwę. Ach nic to. Mam przecież klapki. Jeszcze.


wtorek, 5 maja 2015

Torba przepastna

Zobaczyłam na koleżance wielką torbę w kratę. Była późna zima, torba kojarzyła się z przytulnym domem, kominkiem i wszelkimi wygodami. Zapragnęłam mieć torbę równie sugestywną, choć może niekoniecznie bardzo zimową.

Minęła wiosna, lato, jesień i zima. Kolejna wiosna nie doczekawszy się torbiszcza, wysłała mi motywacyjny impuls w zadek, w postaci rozlezienia się tych, które dotąd posiadałam.
Zdetermiowana wyciągnęłam zachomikowane turkusy, uzupełniłam zielenią, zameczkiem z koronką (w wewnętrznej kieszonce) i zaczęłam ciąć. Troche na żywioł - tu przycięłam, tam przycięłam.

Wór na najpotrzebniejsze-rzeczy-pół-szafy-i-kilogram-ziemniaków, wzorowany na pierwowzorze, zapoczątkował jednak inny, nowy byt.

Oto on, na potrzeby chwalipięctwa zażądałm uwiecznienia na postaci, więc można podziwiać:




i na człowieku...