czwartek, 26 czerwca 2014

Oczekując na warsztaty

Już w sobotę!!! 

Idę na warsztaty szycia patchworków, organizowany przez Szczecin Szyje i ogromnie się cieszę! Szycie precyzyjne to dla mnie spore wyzwanie ;) Mój temperament raczej pogania maszynę, niż cierpliwie rozprasowuje szwy, ale będę twarda. Pochwalę się potem, jak było.

Każda z nas ma uszyć sobie torbę z blokami patchworkowymi. Uwielbiam torby...




środa, 25 czerwca 2014

Zajawka

Czas depcze mi po piętach, skrobie marchewki aż niemiło...

Szyję, tkam, przędę, wyplatam - ale nie mam czasu na fotki! Więc w biegu, pędzie, przelocie - mała zajawka :)

Wszystko (poza butami), co na tej zacnej czwórce widać - uszyłam sama! Główne zręby na maszynie, wykończenia ręcznie, co by historyczności choć w części zadość uczynić ;) Widać też na kiecce krajkę, prezentowaną już wcześniej.




Z czasem pojawi się więcej i dokładniej. Z czasem... Niech ja go tylko nieco odbiegnę..!


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Nietrafione zachciewajki i zdeptany instynkt

- Mamo, robot..!
- Mamo, kupisz mi robota..?
- Wiesz, a Staś przyniósł dziś robota...
- Tak chciałbym mieć robota...
- A ja nie mam żadnego robota...
Miesiącami.

Dobra, złamałam się. Nie to, żebym generalnie miała coś przeciwko robotom, ale znam trochę moich Hunów.
Wreszcie Dzień Dziecka i robot zmieniający się w auto. Tadaaam!
Radocha ogromna! 3 minuty.

Las, M. wystrugał z gałęzi zakrzywionego dziabaka do dziabania przedmiotów wszelakich oraz gruntu leśnego. Zabawa murowana na resztę dnia.

- Starszy, pilnuj robota, bo Młodszy zaraz go połamie...
- Nie szkodzi, niech się bawi. Ja już go nie chcę...

Międlę w duszy "A nie mówiłam..?!". Następnym razem dostanie woreczek leśnego runa. I patyk, jak będzie grzeczny...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Na równoważni

Nie chcę gniewnych słów, okrzyków oburzenia czy wzajemnych przytyków. Tylko zrównoważonej oceny sytuacji.

 Kilka scen z mojego otoczenia, choć, na szczęście, poza moim progiem. Wybrane. Nie jedyne.

Przyjaciółka, tracąca przytomność z bólu w szpitalu czeka na operację. Pielęgniarka nie chce podać nic przeciwbólowego. Pomaga dopiero interwencja lekarza.

Znajoma, z silnym krwotokiem wewnętrznym po porodzie, przez niedbalstwo i lekceważenie lekarza, który nie reagował na jej skargi. 
- Może przeżyje - usłyszał świeżo upieczony ojciec. Przeżyła.

Sąsiadka, która straciła swoje maleńkie dziecko w szpitalu, bo położna nie odbiła dziecka po dokarmianiu. Zakrztusiło się. Nie odratowano go.

Nie zależało im.

Tylko druga sprawa odbiła się echem w mediach i zakończyła się jakąś naganą. Wobec żadnej z pozostałych osób nie wyciągnięto konsekwencji.

Miliardy takich scen dookoła. Poza światem medycyny i chorób także. Na ulicy. Na przejściu dla pieszych. W szkole. W polityce. Rzadko kończą się konsekwencjami. Zbyt rzadko.

W Łodzi muzułmanin zabił swoją polską żonę, bo uciekła, plamiąc jego honor. Sąd  wziął pod uwagę powołanie sie na jego wartości i tradycję. Wymiar kary zaskakująco niski.

Lekarz odmówił wykonania aborcji, proponując inną pomoc i opiekę. Młoda matka mogła skorzystać lub udać sie do innego lekarza. Złożyła doniesienie do prokuratury, media grzmią, internet wrzy.

Czy ludziom, którzy złożyli deklarację wiary, odmawiając przecinania jakiegokolwiek istnienia, należy się tak powszechne potępienie i sąd? Czy nie zatraciliśmy gdzieś po drodze właściwych proporcji ?

piątek, 6 czerwca 2014

Przekleństwo wyobraźni

Las. Czworo dzieci biega po krzakach, szukając skarbu piratów. Nie ma!
- Pewnie gnomy zwinęły, dranie jedne... - woła Druga Mama i cała czwórka rzuca się, by znaleźć ich ślady.
- Tu! Dziura pod korzeniami! - woła jeden z chłopców.
- Zobacz! - Starszy z podekscytowaniem wskazuje na wyżłobiony w ścieżce szeroki rowek.
- Pewnie ciągnęli tędy skrzynię ze złotem - kiwa głową Druga Mama.
Biegają od drzewa do drzewa, od korzenia do kamienia... Błysk w oku. Radosne okrzyki.

Wracamy do domu.
Starszy siedzi przy kolacji i łyżka zastyga mu w dłoni.
- Mamo... - zaczyna niepewnie - A ci piraci tu nie dotrą..?
- Skąd, boją się nas - rzucam nieuważnie. Cisza.
- Mamo... - oczy już lekko podejrzanie lśnią - ale na pewno..?

Zbystrzałam i przyjrzałam mu się uważniej. Strach.
- Wiesz, tak naprawdę to od setek lat nie ma piratów w ogóle, to taka zabawa była tylko. Na żarty. Na niby.
- A kiedy byli?
- Ze 300 lat temu może...- dołącza się M. - teraz już nie ma.
- A ten ślad po skrzyni..? Dziura pod korzeniami? Ukruszony kamień? Zielony znak na pniu..?
Sprawdza dokładnie i rzetelnie, szczegół po szczególe.
Opowiadam o strugach deszczu, żłobiących piasek. O korzeniach rozsadzających ziemię. O gryzoniach i ich norkach. O znakowaniu drzew.
Oddycha z ulgą, ale i tak nie chce zasypiać sam.

Słucham opowiadań Starszego przynoszonych z przedszkola i zastanawiam się.
Co dzieje się w główkach kilkulatków podczas oglądania bajek, w których bohaterowie strzelają do potworów z bazooki..?

niedziela, 1 czerwca 2014

Bukiet na deser

Dostałam od M. bukiet czarnego bzu. No to go zjadłam.

No dobrze, nie cały, tylko pół, bo reszta poszła na ususzenie do herbaty.
I nie sama, bo współwinni są wszyscy, choć z różnym stopniem entuzjazmu...