czwartek, 24 lipca 2014

Pierwsza torba


Po warszatach patchworkowych każda z nas wróciła do domu z listą zadń do wykonania:

- skończyc torbę
- uszyć wiatraczki na kołderkę do hospicjum
- uszyć dowolny patchwork.

Motywacja zawsze dodaje skrzydeł i pomaga wynaleźć jeszcze jakąś odrobinę zagubionego czasu.

Skończyłam więc swoją torbę, pierwszą w życiu! Na zakupy, na plaże, plac zabaw czy robótkę...
Z przodu z patchworkową gwiazdą, tył bez efektów specjalnych:




Prosta kieszonka w środku:











I jak Wam się podoba? 


wtorek, 22 lipca 2014

Na poboczu

Szosa podmiejska, my w nastrojach weekendowych, choć to tylko popołudnie.

Przy drodze dwa krzyże. Tłumaczę Starszemu, dlaczego tu stoją. Dla pamięci, wspomnień, modlitwy może.

Kawałeczek dalej ambulans, wóz strażacki i dwa rozbite samochody.
- A gdzie kierowca? - pyta Starszy.
- Pewnie w szpitalu...
- A może już mu krzyż stoi?
Tłumaczę jeszcze raz, że krzyż to w przypadku śmierci tylko.

- Ja bym się zaopiekował Młodszym. Z tatą - deklaruje beztrosko.
Przez chwilę nie rozumiem.
- To znaczy jakbym umarła..?
- Tak... Ale wiesz, że Cię kocham? - upewnia się jakby niespokojnie.

Jedziemy dalej przez słoneczny las.
W oczach mam te krzyże, z zawieszonymi plastikowymi kwiatami, wypłowiałymi do cna. Barw już nie sposób rozpoznać.


sobota, 12 lipca 2014

Tajemnicza nieznajoma

Lalki. 
Opanowały mnie i straciłam dla nich głowę dokumentnie. Są różnej wielkości, rożnego kształtu, różnego temperamentu i z różnych epok... Oraz w różnym stadium powstawania. 

Na pierwszy ogień idzie Bezimienna, nadanie jej imienia pozostawiłam jej opiekunce, chrześnicy mojej 7-letniej, która poczuła do Lalek tę samą miętę, co ja... ;) Ta trafiła więc w jej ręce, wraz z nieuwiecznioną spódniczką z malinowego tiulu.

Zanim opuściła nasz dom, wybrała się z nami na przejażdżkę rowerową. Starszy robił za obrońcę niewiast i szofera. Oto ona:




Spacer w zieleni...




środa, 2 lipca 2014

Warsztaty patchworkowe

I już po warsztatach...
Zaczęło się z przytupem, bo uziemiło mi się auto i posypało trochę spraw. W efekcie gnałam na warsztaty spóźniona i z włosem rozwianym.

Aaaale to, co nastąpiło później..! SPA to nic w porównaniu z tym, co mnie tam czekało...

Tkaniny, które dostałyśmy od sponsorów...
Grube szpule nici, jak wyżej, aż wołały o konsumpcję...

Maszyna, wzory, nożyczki, cięcie, szycie, prucie... I znów szycie i prucie... Nic to!

Żadnych trosk, myślenia, planowania (poza wyborem wzoru i koloru). Dla mnie wczasy i wywczasy w wydaniu rozkosznie luksusowym.

Do kompletu świetne dziewczyny i cierpliwe instruktorki... Czy czegoś mi mogło brakować do szczęścia..?!

Mój blok i przednia część torby in spe


pilnie pracując...


Teraz czekam tylko na chwilę, by usiąść i skończyć torbę oraz zadanie domowe: wiatraczek do kołderki patchworkowej dla hospicjum.

Czekam, by włączyć maszynę,
by sprawdzić, czy szew biegnie równo,
by patrzeć, jak powstaje coś nowego...

Cóż. Na razie w przelocie przekładam tkaniny i głaszczę je ukradkiem.