I już po warsztatach...
Zaczęło się z przytupem, bo uziemiło mi się auto i posypało trochę spraw. W efekcie gnałam na warsztaty spóźniona i z włosem rozwianym.
Aaaale to, co nastąpiło później..! SPA to nic w porównaniu z tym, co mnie tam czekało...
Tkaniny, które dostałyśmy od sponsorów...
Grube szpule nici, jak wyżej, aż wołały o konsumpcję...
Maszyna, wzory, nożyczki, cięcie, szycie, prucie... I znów szycie i prucie... Nic to!
Żadnych trosk, myślenia, planowania (poza wyborem wzoru i koloru). Dla mnie wczasy i wywczasy w wydaniu rozkosznie luksusowym.
Do kompletu świetne dziewczyny i cierpliwe instruktorki... Czy czegoś mi mogło brakować do szczęścia..?!
Mój blok i przednia część torby in spe
pilnie pracując...
Teraz czekam tylko na chwilę, by usiąść i skończyć torbę oraz zadanie domowe: wiatraczek do kołderki patchworkowej dla hospicjum.
Czekam, by włączyć maszynę,
by sprawdzić, czy szew biegnie równo,
by patrzeć, jak powstaje coś nowego...
Cóż. Na razie w przelocie przekładam tkaniny i głaszczę je ukradkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz