poniedziałek, 19 września 2016

Amplituda

Dni badań szpitalnych mają swój własny czas. To najgorszy rodzaj czasu, jaki znam. Gęsty, smolisty, lepki. Męczy samym swoim biegiem. Przeładowany emocjami posuwa się na przód w tempie urągającym prawom natury.
Po kilku takich dniach dostaje się kilka stron wypisu z wynikami. A dalej - bywa różnie. My kolejny raz mieliśmy szczęście. Zamykamy drzwi za sobą. Z radością, smakującą dziwnie muliście, jak osad myśli o tych, którzy zostali za drzwiami.

Ale jesteśmy oto w samym środku słonecznego dnia.
Przed nami weekend, który wprost prosi się o świętowanie. Strząśnijmy z siebie opary zmartwień!
Jako iż mój mąż przywiązany jest do miasta opieką nad starszą częścią rodziny (ech!), pozostała nam wyprawa samotna. Po letnich wojażach trasy mi nie straszne. Aczkolwiek każdy, kto zna mnie lepiej wie, że nie ma trasy, na której bym się nie zgubiła. Komórkę mam starą, bez internetu czy GPS, wspomagam się więc atlasem, pamięcią z map internetowych i awaryjnymi telefonami do męża. Tym razem wybraliśmy Poznań. Kiedy jadąc ze Szczecina zobaczyłam czarno-żółte paski słupków granicznych i wiele kilometrów autostrady bez zjazdów do zawracania, zrobiło mi się jednak trochę nieswojo na duszy. No dobrze, bardziej niż trochę, zwłaszcza, że Gąsienica była za granicą nielegalnie... Zwiedziliśmy kawałek sąsiedniego kraju, schludne ogródki i małe wioski... półtorej godziny później udało nam się wrócić do punktu wyjścia.
Ostatecznie dotarliśmy do celu podtrzymując się na duchu motywacyjnymi okrzykami. Gąsienica przyłączyła się dość ogłuszająco, trzeba przyznać.
Na miejscu czekała jednak koleżanka z dwójką Hunowych towarzyszy.
Wprawdzie tuż przed poznaniem zadzwoniła, że młodszy Poznaniak właśnie zaczął gorączkować (!), ale za późno było na powrót. I dobrze.
Reset był przesympatyczny. I Kórnik był. I jezioro, i gofry. Zbyt głośne zabawy bandy nieletnich. I pogaduchy wieczorami w dyskretnym towarzystwie komarów.

Dobrze jest.

piątek, 2 września 2016

Dla tych, co spadli pod stół...

Znajoma wymarzyła sobie obrus na stół. Duży stół, mieszczący pod sobą co najmniej dwójkę dzieci ;)

Marzenia należy spełniać, jeśli tylko to możliwe, prawda? (Chętnym podeślę swoją listę... Długą, tak więc wiecie...). Gąsienica siedziała wówczas jeszcze w kokonie (tak, mówiłam, że mam zaległości), choć już niedaleko jej było do słońca. Usiadłam więc do maszyny i rozpoczęłam budowę domu.
Dom miał mieć drzwi, okna z firankami i zasłonkami, jakieś kwiecie pod ścianami. I plamoodporny dach - wiadomo, szkodniki, gołębie, dzieci... - te sprawy.

Większość aplikacji uszyłam z cienkiego polaru, żeby można było spokojnie prać, a ściany z niegniotącej się zbytnio tkaniny, żeby nie trzeba było prasować.

Zajęło mi to sporo czasu. Więcej, niż myślałam i drugi raz przemyślałabym lepiej decyzję o podjęciu się takiej pracy, choć sprawiło mi to też sporo radości.

Spokoju nie dawała mi myśl, jak szczęśliwa byłaby MOJA banda, posiadając taką bazę. Tylko skąd ja wezmę stół w naszej mikroprzestrzeni, który nie jest zastawiony pod spodem pudłami, koszami i któż-wie-czym-jeszcze..? Życie pokazuje, że nie ma co się poddawać... Ale to już zupełnie inna historia ;)

Dom w całości prezentuje się najlepiej na właściwym dla siebie stole, zdjęcia zaś pokazują stan pozbawiony szkieletu, można sobie jednak wyobrazić całokształt, prawda?

Usiłując zrobić cokolwiek z choć jednym Hunem w domu - trzeba było go czymś zająć. Tworzyliśmy więc oboje...


Większość aplikacji obszyłam ściegiem płotkowym, nawiązującym do szycia ręcznego.


Ściana frontowa wsparta na tymczasowym stelażu ożywionym... Okna zaszyte firankami na stałe, wedle życzenia (to akurat mnie dziwi, wystawianie głowy przez okno to sama frajda, prawda?), wybrałam więc jak najbardziej przejrzyste.




Na bocznych ścianach - drzewo


i kot, naszyty z obu stron równolegle, tylko kolor oczu mu się zmienia, taka mała niespodzianka...


Elementem, który zajął mi najwięcej czasu i był najbardziej niewdzięczny w szyciu - to lamówki. Macie jakiś dobry sposób na ładne obszywanie lamówkami otworów, a nie brzegów zewnętrznych? Jeśli tak, to ja bardzo poproszę!