piątek, 28 lipca 2017

Farbowanie na żółto

W krótki wyjazd na Kaszuby zabrałam duży słoik i torbę wełny. Hunów oczywiście też, ale zmieściliśmy się wszyscy.

Do słoja napakowałam liści brzozy, białą czesankę i postawiłam na słońcu. Każdego dnia oglądałam, okręcałam i cieszyłam się farbowanką jak dziecko. Po tygodniu wylałam dziecko z kąpieli... Wyszła piękna cytrynowa żółć. Wyszły również znaczne nierówności, bo wody było za mało, ale wymiesza się to przy czesaniu.


Przez wszystkie dni szukałam innych ciekawych roślin. W końcu ten straszny dzień. Wracamy. Pada. Zerkam w boczną szybę. 
- Chłopaki! Jesteśmy w raju!
Hunowie co prawda nie uznali jasieńca za tak ekscytującego i zamiast mi pomóc rozpuszczali bańki mydlane po i tak już mokrym świecie. Zebrałam, ile zdołałam.

 
Efekt miał przypominać neonową zieleń. Mnie wyszła lekko żarówiasta cytryna. Cóż. Przynajmniej tym razem równo! 

Skoro już przy żółciach jestem, to jeszcze zeszłoroczna dawka wrotyczu.




Też solarnie, a ze słoja wyciągnęłam piękną, ciepłą tym razem, słoneczną żółć. 

Post zapisany był automatycznie, co oznacza, że w tym momencie może właśnie mieszam w kotle. I zaraz wyciągnę... kto wie?



poniedziałek, 24 lipca 2017

Bajeczne perspektywy i kokony pajęcze

Zaraz, za chwilę jedziemy na Wolin. Warsztaty archeologii eksperymentalnej zmobilizowały nas jak co roku. W tym jakby bardziej intensywnie. Ostatnie wieczory siedziałam przy maszynie, desperacko uzupełniając garderobę Hunów i Li. Ręcznie byłoby bardziej historycznie, jasne, ale na pewno niewykonalnie.
Jak szyje matka Hunom przed wyjazdem?
Z rozpaczliwą desperacją. W efekcie klin w jednej z tunik wszyłam na lewą stronę, po czym, jak już sprułam i poprawiłam, odłożyłam do szafy, bo jest zdecydowanie za mała. Jak ja to mierzyłam..? Nic to, i tak powstało sporo. Do stosu dołóżcie jeszcze kieckę czerwoną jak maki i drugą zieloną jak trawa.


Będę prząść, mieszać wełnę w kotle, zbierać zielsko. A może głównie latać za Li i zdejmować ją z najdziwniejszych miejsc? Biegać z nią za owcami? Strzelać z Hunami z łuku? Pić herbatę zaparzoną w kotle na kowalskim, glinianym piecu w czasie deszczu?

Na warsztatach śpiewu archaicznego wyśpiewywać cały pośpiech i niedoczas codzienny.
Na warsztatach produkcji jedwabiu farbować, kroić i prząść kokony jedwabników!! 

Jeśli wybierzecie się na Wolin i zobaczycie małą bandę młodocianych Wikingów biegających po skansenie w dzikim pędzie, nie dajcie się zwieść. Przynajmniej dwóch z nich to prawdziwi Hunowie ;)