Kasia zjadła całą zupkę.
Staś uderzył się w kolanko.
Zosia ułożyła puzzle z 1000 części.
Ja od progu usłyszałam: Proszę, ja BARDZO proszę nie dawać mu rano redbulla!
No cóż, przynajmniej witają nas zawsze z entuzjazme
Młodych Hunów, niczym młode psiaki, należy wybiegać długo i intensywnie, o ile nie mają roznieść otoczenia w proch i pył. W ostatni kwietniowy weekend spędziliśmy całe dnie na imprezie historycznej, na Łasztowi – wyspie, na której życie miasta tętniło od średniowiecza. Przypomina obecnie gigantyczny plac budowy, trwa praca nad mariną i Bóg-wie-czym-jeszcze. Piach, pył, gruz, hałdy ziemi, widok na Odrę i liczne dźwigi. Stanowiła więc doskonały wybieg dla dwóch wiecznie niewyhasanych szczeniąt.
Strzały wypuszczane z łuku Starszego śmigały do celu (pojętego z nieco większą tolerancją, niż wskazywałyby na to surowe granice wypchanego słomą worka), a rodzice puchli z dumy.
Młodszy próbował przekopać się do Chin.
Starszy budował bazę z płyt, cegieł i wszelakiego innego budulca. Wraz z pozostałą dwójką znajomych dzieci tworzyli nową rzeczywistość z niegasnącym zaangażowanie
Sterroryzowani ojcowie ciągali ich w drewnianej niecce po piachu, wywołując salwy śmiechu, piski, chmury kurzu i jęki kręgosłupa ciągnących.
Słońce grzało, obiad bulgotał w kociołku, wrzeciono wirowało. Ludzie obcy, znajomi i zaprzyjaźnieni przepływali przez nasz obóz. Lubię takie dni.