poniedziałek, 16 grudnia 2013

Piernik z dzieckiem u nogi

Zrobiłam ciasto na piernik.
Młodszy wisiał mi u nogi lub na biodrze (bagatela 11 kg), wyrabiał ciasto i przez większość czasu awanturował się, kiedy nie pozwalałam mu jeść surowych jajek albo wypić rozpuszczonego do ciasta masła z rondelka.
Starszy trochę pomagał, a trochę z miną wszechwiedzącą notował spostrzeżenie kucharskie szlaczkiem w swoim notesiku z Zygzakiem. Przeżył straszliwy dramat, kiedy zobaczył pokrojone orzechy. Przecież to on chciał..! Dostał orzeszka laskowego i nóż do warzyw. Zadowolony zabrudził nim całą kuchnię (Jakim cudem?! Jednym małym orzeszkiem..?).
M. natomiast niewiele mógł się włączyć, bo był głównie w drodze:
- do sklepu, bo zabrakło pieluszek
- do samochodu, bo zostawiłam tam brudne spodenki Młodszego ze żłobka
- do sklepu jeszcze raz, bo zapomniałam masła.

W końcu wieczór i gorący prysznic z Młodym wyjącym przez kratki drzwi...


Market i byt nieuchwytny

Przycisnęło nas (dysk padł, kabel do internetu ostatecznie odmówił współpracy - oba zmaltretowane przez Młodszego) i pojechaliśmy do marketu po sprzęt. Z blaskiem szaleństwa w oczach Młodszy biegał między regałami, poklepując, co tylko się dało. Nie ściągał z półki tylko dlatego, że nie zdążyłby wystarczająco wyhamować, jak sądzę. Starszy gnał za nim. Ja na końcu, też lśniąc, ale raczej obłędem…

Przy kasie rozpacz, bo szczoteczka elektryczna z Zygzakiem, oni chcą, muszą, natychmiast!.. Wytargałam ich na drugą stronę, zostawiając M. sfinalizowanie spraw. Auta na monetę! Zdążyliśmy przejechać z pół Europy, kiedy M. wrócił.

Starszy w protest, Młodszy w nogi.

- Zajmij się Młodszym, ja biorę Starszego..! – rzucam tonem Bruce’a Willisa ze Szklanej Pułapki, kątem oka widząc jak Młodszy znika w sklepie z obuwiem. Sięgam po kurtkę, kiedy Młodszy wymija M. i dopada jubilera…

Ostatecznie jednak zdołaliśmy dotrzeć do domu z Chłopcami i z dyskiem, który mimo upadku w trakcie pogoni, na szczęście nadal działa.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Egzystencjalnie

Na fali przedszkolnej fascynacji Lego Ninjago i wystepujących tamże szkieletów (dzięki chłopaki..!) Starszy przy leniwym sobotnim śniadaniu:
- Mamo, a pobawimy się, że ty będziesz szkieletem, a ja...
- O nie kochany, jak ja bedę szkieletem, to juz sie nie będziemy bawić... Szkielet człowiek ma w sobie i jak umrze, to właśnie to zostaje...
- No tak, jak umrzesz, to zostaną tylko kości prawda?
- Prawda...
- I tylko krew, prawda?
- No, krwi to akurat też nie będzie...
- To gdzie będą twoje okulary..?!!

Hmmmmmmm...

Ps. M. mruknął, że na śmietniku historii, ale po tym, jak Młodszy dorwał je i teraz zamiast śrubki są związane na nitkę (!), a róg jest obtłuczony, to chyba dotrą na ten śmietnik jednak nieco szybciej... Jak tylko znajdę chwilkę. Może wiosną?