środa, 8 kwietnia 2015

Latarka

Takie nic.
Taki kawałek żelastwa, mini żaróweczka i tyle.
Takie cudo i skarb!

Latarki są u nas artykułem luksusowej, pierwszej potrzeby.

Ostatnio przede wszystkim do szukania robali. Chodzą Chłopaki z latarką, świecą sobie pod nogi i wypatrują robali na panelach. Nie myślcie sobie, nie pełzają. Ale oni i tak je przecież widzą.
Młodszy zamyka się w łazience i wyszukuje pajęczynki. Po czym ogłasza radosną nowinę światu i woła wszystkich, by się nią podzielić.
Wciska się pod fotel i sprawdza, czy aby nie zawieruszyła się tam jakaś istota. Żywa bądź też nie. Albo już nie.

Chuśta się tę latarkę za sznureczek.
Wkłada do szkłanki.
Podświetla płatki owsiane.
Notorycznie zapomina się o Bożym świecie.
Traci się dla niej głowę.
Toczy boje bezkrwawe, acz o bardzo wysokim natężeniu decybeli.

Świeci się w sufit, zadziera głowę ku krążkowi światła i woła:
- Mamo! Masz parasol!!

5 komentarzy:

  1. Niby nic - latarka, a tyle radości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opiekowałam się kiedyś Bejbonem, który w największych nawet spazmach uspokajał się, kiedyśmy szli do ciemnej łazienki a ja świeciłam latarką do wnętrza pustej pralki- srebrny bęben pięknie opalizował i łyskał i strzelał blikami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci wiedzą, co jest naprawdę warte uwagi! :D

      Usuń