Strach czasem w gości pójść. To, że Młodszy unicestwił jednym gospodarzom telewizor spryskiwaczem do kwiatków już pisałam.
W okresie jeszcze przedwiosennym piłam kawę z przyjaciółką, podczas gdy dziateczki bawiły się nieopodal. Cisza zaalarmowałaby mnie wcześniej, ale i jej nie było.
Wieść dotarła do mnie wraz z zadziwiająco spokojną relacją jednej z małych gospodyń, której Młodszy w twórczym szale narysował na nowym plakacie z Olafem swoje efemeryczne dzieło. Dzieło było ołówkiem i zmazało sie bez śladu. Niemal. Nie dla Młodszego subtelności i poza linią, ołówek pozostawił po sobie również (niewielką na szczęście) dziurę.
Ręce załamałam, przyjęłam z pełnym zrozumieniem oczekiwania dziewczęcia, które kończąc relację spodziewało się jakiegos zadośćuczynienia.
Pręgierz tudzież klęczenie na grochu raczej nie przyniosłyby jej ukojenia.
Uznała natomiast, że poduszka z Olafem - ooo, tak, ona ją z pewnością pocieszy!
Więc usiadałam do roboty.
Siedziałam długo. Mój akt twórczy trwa nieporównywalnie dłużej, niż młodego barbarzyńcy.
Efekty na szczęście są trwalsze niż ołówkowe zawirowania.
Oto olafia pociecha:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz