środa, 3 czerwca 2015

O twórczych skutkach dewastacji


Strach czasem w gości pójść. To, że Młodszy unicestwił jednym gospodarzom telewizor spryskiwaczem do kwiatków już pisałam.

W okresie jeszcze przedwiosennym piłam kawę z przyjaciółką, podczas gdy dziateczki bawiły się nieopodal. Cisza zaalarmowałaby mnie wcześniej, ale i jej nie było. 

Wieść dotarła do mnie wraz z zadziwiająco spokojną relacją jednej z małych gospodyń, której Młodszy w twórczym szale narysował na nowym plakacie z Olafem swoje efemeryczne dzieło. Dzieło było ołówkiem i zmazało sie bez śladu. Niemal. Nie dla Młodszego subtelności i poza linią, ołówek pozostawił po sobie również (niewielką na szczęście) dziurę.

Ręce załamałam, przyjęłam z pełnym zrozumieniem oczekiwania dziewczęcia, które kończąc relację spodziewało się jakiegos zadośćuczynienia. 

Pręgierz tudzież klęczenie na grochu raczej nie przyniosłyby jej ukojenia.

Uznała natomiast, że poduszka z Olafem - ooo, tak, ona ją z pewnością pocieszy!

Więc usiadałam do roboty.
Siedziałam długo. Mój akt twórczy trwa nieporównywalnie dłużej, niż młodego barbarzyńcy.

Efekty na szczęście są trwalsze niż ołówkowe zawirowania.

Oto olafia pociecha:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz