Za oknem uliczka ożyła. A wraz z nią szerokie tarasy
schodzące do Odry (zapewne dla równowagi z połową miasta, która zamarła w
korkach).
Tętnią podskórnie i napowierzchniowo. Głosy, okrzyki,
megafony, muzyka, pawilony i ludzie w stadach i pojedynczo.
Dosłownie na wprost hałda dużych, wielobarwnych korali.
Zerkam jednym okiem i piszę wciąż to samo zdanie, bo jak w takich warunkach
trafić we właściwe klawisze?
Na myśl o tym, że wrócę tu jutro z Hunami, czuję dreszcze.
Żal nie pokazać, ale w przeczuciu gorączkowego wydłubywania ich z tłumu, już mi
drętwieje kark.
Ale dziś… Dziś ucieknę na małe wagary. Sama. I na myśl o tym czuję
się jak mała dziewczynka na jarmarku pełnym malowanych kogucików i jabłek w
czerwonym karmelu.
--------------
Przygotowania do finału Bałtyckich Regat Wielkich Żaglowców.
Koralikom się oparłam (ale z daleka wyglądały lepiej...). Kubkowi już nie. Mój Ci on!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz