To nie tak, że mnie nie ma tak zupełnie.
Czasem jestem.
Czasem nawet mam chwilę (wydzieram pazurami!) na jakieś małe przyjemności.
Ostatnio skupiają się na Pędraku.
Po latach wyżywania się w doborze kolorów łat na kolanach, czas na kwiatki, ach!
Kocyk dla początkującej gąsiennicy. Mięciutki, sama lubię się w niego wtulać... Pierwotnie miał być moim komino-kapturem na zimę, ale zdecydowanie za dużo tego było, żeby dało się zmieścić na szyi i nie wyglądać przy tym jakbym szykowała się do pierwszego kroku na księżycu. Skończył więc jako kokonik i dobrze mu z tym.
Już przed wychynięciem Pędraka na świat dostała całe worki ubranek. Jaśniutkich, pastelowych, w chmurki i różowe króliczki. No... ładne, ale ileż można chodzić w piżamie..?
Jak się rozpędziłam uszyłam jeszcze portki dla Kolegi, który dołączy do nas lada dzień, lada godzina.
To nie wszystko, ale reszta, jak zdążę zdjęcia zrobić...
Córeczka! Ale będzie zabawa w kolory i kwiatki! :)
OdpowiedzUsuńAno dziewczynka :D Domyślasz się błogości, jaka wypełnia ma rękodzielniczą duszę :D
UsuńOj, domyślam się :)
UsuńKochanie jakie piekne ... Dziekujemy 😃😘
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń