Muffinki, gorące jeszcze, na blacie;
papryka w piekarniku;
Gąsienica przed lustrem w przedpokoju, bije pokłony do własnego odbicia.
Przylazła i siedzi! Kiedy, ja się pytam?!
Łazikować na czterech zaczęła w giezełku na Wolinie (ta swoboda ruchów!), siadać na Kaszubach. Jako słomiana wdowa przejeździłam z Hunami przez większość lata dużą część Polski. Rzeczywistość przelatywała nam przed oczami kalejdoskopem szos, namiotowego płótna, trzcin, ognisk, gwaru, rozmów, wędrówek i porannej kawy (czasem nawet gorącej!).
W te wojaże, jak zawsze, zapakowałam całą torbę robótek różnorodnych. A nuż znajdę chwilę? Jakbym nie wzięła, żałowałabym na pewno. Nawet trochę się udało, ale o tym później.
Ostatnim zrywem przed wyjazdem przewietrzyłam nieco szafę, ciachnęłam dwie pary jeansów i dla Hunów oraz ich przyjaciół uszyłam wakacyjne saszetki na wyprawy. Nie są szczytem skomplikowania, ani wyrafinowania, ale uwierzcie, w szale pakowania i z bandą pod nogami - i tak są wyczynem nie lada.
hehe...niezła ekipa Hunów ...;-D
OdpowiedzUsuńNiezła to fakt ;) Przprawiała od drżenie okolicę całą...
UsuńMoja kochana Gąsienica już siedzi piknie :D Wspaniale! Brawa dla niej! (Trochę trudniej dla Mamy ;)) Pozdrawiam serdecznie - Damroka
OdpowiedzUsuńZ dnia na dzień zatrważająco krócej siedzi, a więcej i szybciej lata mi pod nogami ;)
UsuńAga, idealne te saszetki uszyłaś.
OdpowiedzUsuńGąsienicy czas ksywkę zmienić? ;)
O rany, to moje moje moje - saszetki i Hunowie ;-)
OdpowiedzUsuńA nie widać przecież jeszcze Gąsienicy i Baletnicy.
OdpowiedzUsuń