czwartek, 29 czerwca 2017

Owce, wełna i pokłosie

Sezon bytowania w przestrzeni wszechzielska rozpoczął się na dobre.
Z dzikim okrzykiem w duszy rzucam się na łąki, pławiąc się w bzyczących, pachnących, wielokształtnych chabaziach. Mieszkając w betonowym wieżowcu, uciekam z niego, kiedy tylko mogę.

Ale los bywa czasem łaskawy i zsyła pocieszenie. Albo leśniczynę, która, jak się okazuje, ma owce, dom pośrodku raju, jak również nader podobne upodobania w zakresie zielska, wełny i nie tylko.


Nie oparłam się pokusie, by ostrzyc owcę samodzielnie. Spróbowali nawet Hunowie i strzygli by do upadłego, gdybym im zazdrośnie nie wyrwała nożyc. Nigdy bym nie powiedziała, że owca ma tak ciepłą, miękką, jedwabistą skórę! W godzinę udało mi się ostrzyc owcy pół. Drugie pół pozostało w kożuchu i wróciło na łąkę, by odetchnąć. 


Ostrzyżone runo odjechało wraz ze mną i zamieszkało na balkonie. Część już uprana czeka na czesanie. 



Niech Was nie przerazi ślad czerwieni po lewej stronie. Owca pozostała w stanie nienaruszonym. Hunowie z Leśniczankami dostali kredki do znakowania zwierzyny, by pomalować owcom pazurki, a nam dać chwilę (bez)cennego spokoju. Pomalowali pazurki, owszem. Nóżki i boczki też. Własne ręce, nogi i twarze. Oraz wszystko, czego chcący lub niechcący dotknęli. 

Hunowie zostawili pół duszy w zagrodzie gesi. Leśna przypisała każdemu po jednej gęsi (jest moja, mamo, moja!), znacząc przynależność  kolorem. Teraz przysyła zdjęcia, wywołując nieodmiennie aplauz wymieszany z rozrzewnieniem.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam i zazdraszczam jednoczesnie. Kiedys wymuszę na Tobie żebyś i mnie tam zabrała :)
    Marta/Damroka

    OdpowiedzUsuń