Po niedawnej konferencji o bardzo szerokiej tematyce skórniczej była wspólna kolacja.
Niby nic, a zachłysnęłam sie niemalże przyjemnością, jaką daje beztroski wieczór w niewielkim gronie ludzi, którzy w wiekszości prawie się nie znają. Jednak wszyscy mają jakąś pasję, która ich tu przygnała - trochę historii, trochę etnografii, teorii, praktyki, konserwacji, garbarstwa, rekostrukcji...
Nawet nie same treści były takie ważne, tylko to, jak w ciągu tych kilku godzin niefrasobliwie przeskakiwaliśmy z tematu na temat - z białych rosyjskich nocy, wypraw na południowo-wschodnie rubieże Europy na śpiew biały, historię czy najbardziej zaskakujące, zabawne, absurdalne sytuacje, które potrafią się wydarzyć za rogiem i na drugim krańcu. Przywołując to, co niecodzienne.
Wieczór z winem, opowieściami.
Wieczór, który przypomina, jak to niezwykle jest, bywa i być może.
Zostawić czasem pośpiech za progiem, zamknąć obowiązek w szafie! Posłuchać, przeżyć samemu, na własną rękę, na własnej skórze.
Rozmarzyłam się.
Ehhh, zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń