Uwielbiam!
Zawsze z zachwytem oglądałam scenę, jak Barbra Streisand, jako profesor literatury, rozmawia ze studentami. I oni nie śpią, skąd! Odpowiadają, śmieją się, słuchają, angażują! Kapitanie, mój kapitanie niemalże.
I choć do Barbry mi daleko, moi wczorajsi studenci pasują jak ulał!
Wykład był w czasie, kiedy przeciętny zjadacz chleba, szykuje sobie właśnie kolację. Ciemno, tylko slajdy migają kolorami.
I szukamy w tych ciemnościach drugiego, trzeciego, siódmego dna.
Czasem mnie zaskoczą trafnością spostrzeżeń, czasem rozśmieszą, a czasem sprowokują do głębszej dyskusji lub sprowadzą ją na manowce. Często ciekawe te manowce, życiowe, nieżyciowe...
Lubię to!
Rozmawiamy o rzeczach, o których na codzień nie myślimy, na które nie ma czasu, klimatu, okazji.
Wyciagamy na wierzch zdania, których przed chwilą nie było.
Znajdujemy w obrazie myśli, które są w nas, choć w obrazie nie było ich może nigdy.
Wyruszamy z punktu wyjścia i zapędzamy się - Bóg wie gdzie!
Uwielbiam tę energię, swodne dyskusje nad kwestiami z innego wymiaru. A tak ścisle związanymi z rzeczywistością. Tylko nie zdajemy sobie sprawy.
Bawię się skojarzeniami, wycieczkami w głąb. Smakuję trening umysłu, upychanego nierzadko w pośpiechu do torby z zakupami, w drodze do kuchni, drewnianej kolejki i syropku z czarnego bzu. Teraz ożywiam go, podostrzam i delektuję się tym deserem.
Potem wychodzą w ciemny wieczór. Ożywieni, rozgadani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz