piątek, 24 października 2014

Robota robota...

Za kilka dni Starszego czeka kilka dość niesympatycznych badań.
- Czy jest coś, co Cię pocieszy w tej straszliwej sytuacji? - zapytałam (no dobrze, nie użyłam słowa straszliwej...).
- Robot..!

Zaoparzona zostałam w instrukcje obrazkowe  - z dużym naciskiem na kształt ust (otworu gębowego..?) - prostokątny, żadnych tam babskich śmichów-chichów.


Ma być taki, tylko grubszy. U jednej ręki  palce, u drugiej szczypce. Taaa.
W kolorach szarym, niebieskim i czerwonym. Mówisz - masz.

Myśle, kombinuję, wycinam, siadam do maszyny...
Maszyna po raz n-ty oparła się moim namowom i odmówiła współpracy. Nie odmówił jej co prawda serwis gwarancyjny, ale niestety moge czekać nawet miesiąc. Miesiąc..?!

Całe szczęście, że są jeszcze dziewczyny nie tylko nadobne, ale i zasobne w działające maszyny, i w dodatku zapraszające na herbatę z możliwością dodatkowych atrakcji. Skorzystałam, oczywiście, czas goni!

Robot ma na razie przygotowane, ale rozczłonkowane części ciacha, facjatę (acz bez sznytu ostatecznego) i łapki w połowie.

Nie powinnam narzekać, w końcu Starszy nie zdecydował się na projekt Młodszego:



Mam jeszcze trzy dni. Trzymajcie kciuki.

2 komentarze:

  1. hmm, "na razie to się kojarzy trochę ze stanem surowym, ale za to jaka dzielnica!..."
    ;-DD

    OdpowiedzUsuń