Z teczką, w pośpiechu, wydzwaniając po drodze do ortopedy dziecięcego - biegałam wczoraj od biura do biura. Praca, praca.
Przy jednym z biurek piękna dziewczyna: staranny makijaż, włosy twarzowo wymodelowane nad czołem... Kątem umysłu zastanawiałam się zawistnie, jak by wyglądała, gdyby jej też małe rączki szarpały włosy przez pół nocy i pakowały je garściami do małej paszczy..?! Po czym pobiegłam dalej, zapominając torebki...
Rano, półprzytomna przygotowałam sobie na blacie śniadanie do pracy - jogurt, serek. Młodszy w tym czasie konsumował kanapkę, machając nóżkami w śpioszkach. Ucieleśnienie niewinności.
Wróciłam do kuchni po chwili. Młodszy na krzesełku przy blacie. Zadowolony z siebie. W jogurt wbity nóż. Broda umazana jogurtem. Upolował sobie.*
Nóż zwykły, tępy, do smarowania masłem - żeby nie było. Innych przezornie nie zostawiam na wierzchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz