Wieczór.
Rozmawiamy o różnościach.
- Dziękuję, mamo, że nas kochasz zawsze! - woła w pewnym momencie Starszy.
- I będę do koooońca życia.
- A jak umarniemy?
- To też.
- I przytulać też..?
- Też.
- Ale przecież będziemy nieżywi. Nie będziemy się ruszać... - drąży.
- Hm, mam nadzieję, że będziemy żyć w niebie i jakoś damy radę.
- Acha - wzdycha usatysfakcjonowany.
A ja w głębi duszy zastanawiam się, jak długo będzie mi zadawał takie pytania.
I mam ochotę kurczowo trzymać i nie puścić...
też tak mam... świadomość że zaraz, za moment będzie "no nie rób mi obciachu" jest przytłaczająca
OdpowiedzUsuń