środa, 9 kwietnia 2014

Dorosnąć do obrazu

Wczorajsze popołudnie upłynęło mi w gorącej atmosferze dyskusji.

Grupa młodych ludzi. Tu i tam wypieki. Wzniesienie rąk, poderwanie się z miejsca, oklaski przy celniejszych ripostach. Dla mnie jak najlepszy deser.

A o czym..? O sztuce! O jej czytelności, sensie i wartości. O tym, czy musi być czytelna, czy też wcale nie. O tym, czy musimy ją rozumieć, by nas poruszała, czy też niekoniecznie.

Kto w galerii sztuki współczesnej wzdycha z zachwytu i kiwa głową ze zrozumieniem? Ilu z nas zniechęciło się do takich wizyt po bliskim spotkaniu z kolorową plamą na takim samym tle? Ilu doznało emocjonalnego wstrząsu/ eksplozji podziwu/ paroksyzmu strachu/ błogości wyciszenia i zadumy na widok złoconego nocnika na postumencie..?

A jednocześnie - kto zna współczesne plakaty społeczne czy polityczne, często mądrze i dosadnie komentujące naszą rzeczywistość i jej problemy?

W ferworze walki dyskusyjnej padło kilka mądrych stwierdzeń. Szczególnie spodobało mi się jedno, bliskie mi od dawna i bardzo trafne spostrzeżenie:
W śreniowieczu nie znano pisma, tworzono więc ilustracje, by przekazać to, co ważne. Obecnie do obrazów dodaje sie podpisy i komentarze, by je zrozumieć. Nie koniecznie dlatego, że są faktycznie niezrozumiałe, ale dlatego, że zapomnieliśmy ich języka.

Uczmy się obrazów, to jeden z nabardziej fascynujących języków obcych! Patrzmy, oglądajmy, ruszmy wyobraźnię i empatię. A nuż coś do nas przemówi?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz