Przygladając się pracom Picassa, bez większej spostrzegawczości widać przemykającego między bykami macho. Rozsiadał się swobodnie przy sztaludze, drugą ręką obejmując władczo smukłą (lub bardziej zaobloną czy wieloboczną) kibić ponętnej modelki. Pędzel niczym oręż. Świadomość swej męskiej siły z wisienką testosteronu miesza się z farbą.
No, ale Picasso, człowiek niewątpliwie wielkiego formatu, wręcz powinien ową świadomość posiadać, czyż nie?
Jednak... Zdałam sobie sprawę , że cała kwestia zakorzeniona jest znacznie głębiej. Archetyp męskiego zdobywcy tkwi zapewne w większosci osobników tego gatunku, niezależnie od formatu i gabarytów.
W mojej kuchni rozpanoszył się bowiem mój osobisty, nieletni Picasso. Mistrzowskie pociagnięcia kredki i kolejne arcydzieła wzbogacają historię współczesnej sztuki.
Biorę do ręki rysunek Głowonoga z oczami na słupkach i falbanką jakby trzech ząbków pod brodą.
- Świetny - uśmiecham się - ma nawet ząbki!
- To nie ząbki! - Starszy natychmiast wyprowadza mnie z błędu i z zaangażowaniem wskazuje palcem kolejno - to jest jajko, siusiak, jajko..!
No i co..?
Muhahahaha :D
OdpowiedzUsuń